Zadzwoń do nas

Dziś jest niedziela 08 września 2024 imieniny: Maria, Nestor, Radosław
BIESY i CZADY  na granicy różnych narodowości, kultur i wyznań

... W górach jest wszystko co kocham

Wszystkie wiersze są w bukach

Zawsze kiedy tam wracam

Biorą mnie klony za wnuka ...

 

Jerzy Harasymowicz

 

Bieszczady to najbardziej wysunięta w Polsce na południowy wschód grupa górska łańcucha karpackiego, położona w klinie graniczącym z Ukrainą i Słowacją. Dla nas członków i sympatyków Koła PTTK im. Jana Pawła II w Węgierskiej Górce mieszkających na co dzień w Beskidzie Żywieckim nie lada przeżyciem było przebycie ponad trzystu pięćdziesięciu kilometrów z zachodu na wschód by móc dotrzeć do tzw. KRAINY ŁAGODNOŚCI.

W dniach 20,21,22 września tego roku uczestniczyliśmy w wyjeździe naszego Koła PTTK w Bieszczady. Oprócz zaplanowanych górskich wyjść na bieszczadzkie szczyty naszym celem było zapoznanie się z kulturą i historią grup etnograficznych zamieszkujących pierwotnie Podkarpacie, Bieszczady – Łemków i Bojków, jak również barwną ale też okrutną historią tych terenów.

Mieliśmy okazję zapoznać się z terenami obfitującymi w unikalną przyrodę Bieszczadzkiego Parku Narodowego jak również poznać miejsca gdzie rzeczywistość spotyka się z fikcją pełną mitów i legend. Jedna z nich mówi o ...”zapomnianym przez Boga skrawku ziemi. Przebywały na nim tylko diabelskie istoty, które zniechęcały swą obecnością ludzi. Pewnego dnia w  wyniku eksperymentów stworzone zostały nowe grupy diabłów: biesy i czady. Nie potrafiły się one dostosować do swych braci, dlatego postanowiono się ich pozbyć. Wybrano dla nich dzikie i mroczne góry. Biesy i czady harcowały po nich, lecz brakowało im ludzkich towarzyszy. Zrozumiały, że obok siebie musi istnieć dobro i zło. Jednak anioły, obawiające się zdemoralizowania, odrzuciły prośbę diabłów by zamieszkać z nimi. Wówczas diabły rzuciły monetę. Na tej podstawie okazało się, że biesy będą złe a czady dobre. Tak też się stało i od tamtej pory w Bieszczadach zaczęli osiedlać się ludzie”...

W pierwszym dniu na trasie naszej autokarowej wycieczki zatrzymaliśmy się w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Limanowej. To tu w ołtarzu głównym bazyliki odbiera cześć od wiernych Beskidu Wyspowego i całej diecezji tarnowskiej, łaskami słynąca figura Matki Bożej Bolesnej.

Drugim miejscem wartym zwiedzenia na naszej trasie było Sanktuarium św. Jana z Dukli w Dukli. Zobaczyliśmy wnętrze późnobarokowego bernardyńskiego kościoła, gdzie w prawej nawie wybudowana została kaplica, w której ołtarzu znajdują się relikwie św. Jana z Dukli przeniesione w 1974 roku z kościoła bernardynów w Rzeszowie.

Piątkowe popołudnie spędziliśmy już na Połoninie Wetlińskiej na którą dostaliśmy się z Przełęczy Wyżnej na której w październiku 2000 roku odsłonięto pomnik pamięci Jerzego Harasymowicza – wybitnego poety silnie związanego z Bieszczadami. Odwiedziliśmy najwyżej położone w Bieszczadach Schronisko PTTK – Chatkę Puchatka. Tu mogliśmy podziwiać i zachwycać się przepięknymi widokami na Połoninę Caryńską, Osadzki Wierch. W dali spoglądały na nas wierzchołki Karpat Ukraińskich. Powrót zaplanowaliśmy odcinkiem Głównego Szlaku Beskidzkiego do Berehów Górnych.

Baza noclegowa naszego wyjazdu mieściła się w Stuposianach skąd były zaplanowane wyjścia w góry na kolejne dwa dni. Niestety sobotni poranek przywitał nas wszystkich deszczem, który utrudnił by nam wyjście w góry. Nastąpiła zmiana planów i zamiast wyjścia na Tarnicę – najwyższego wzniesienia Bieszczadów 1346 m n.p.m. przejechaliśmy autokarem Pętlę Bieszczadzką, która momentami przypominała nam jakże znaną wszystkim Pętlę Beskidzką.

Przejeżdżając przez bieszczadzkie miejscowości oraz okolice na myśl nasuwały się słowa Władysława Krygowskiego autora przewodników górskich, że ...” Bieszczady to jedno z niewielu miejsc w Europie, gdzie można oddychać naprawdę czystym powietrzem, gdzie ciszy nie zakłóca hałas wielkich miast, gdzie można napić się wody z krystalicznie czystych źródeł i potoków. Przyroda jest tutaj największym skarbem i najcenniejszym bogactwem”...

Z za chmur wyłoniło się jakże oczekiwane przez nas słoneczko, które przywitało naszą grupę na najwyższej w Polsce zaporze w Solinie, która ma 81,8 m wysokości i 664 m długości. Jest ona największym obiektem kaskady Sanu wybudowanym w latach 1961-1968. Jezioro Solińskie oraz Jezioro Myczkowieckie są przede wszystkim zbiornikami przeciwpowodziowymi gromadzącymi wodę podczas gwałtownych przyborów. Podczas naszej wizyty mogliśmy nacieszyć się widokami na Płaszę, Zatokę Drewnianą, Horbek, Wierchy, Berdo, Durną, Jawor, Wyspę Małą, Stożek, Kiczerę, Wyspę Dużą. Po obu stronach zapory turyści oraz miłośnicy sportów wodnych korzystali z dobrodziejstw turystyki wodnej: żaglówek, rowerków wodnych.

Dłuższy czas spędziliśmy w miejscowości wczasowo – wypoczynkowej położonej na zachodnim brzegu Jeziora Solińskiego – Polańczyku, gdzie znajduje się największy w Bieszczadach zespół sanatoriów i domów wczasowych. Od 1974 roku Polańczyk ma status uzdrowiska. W odwiertach występują wody wodorowowęglanowo – chlorkowo – sodowo – bromkowe i jodkowe. Leczy się tu m.in. choroby górnych dróg oddechowych, przemiany materii oraz nerwice.

Kolejny dzień naszej wędrówki dobiegł końca, z niecierpliwością oczekiwaliśmy prognoz pogody na niedzielę, ponieważ przed nami pojawiła się perspektywa zdobycia Tarnicy.

Wczesnym rankiem po obfitym śniadaniu, spakowani w drogę powrotną udaliśmy się do Wołasatego skąd niebieskim szlakiem podążaliśmy wzdłuż ścieżki dydaktycznej „Orlik Krzykliwy” na wierzchołek Tarnicy. Po dotarciu do Przełęczy Sidło 1286 m n.p.m. zmieniliśmy szlak na kolor żółty bezpośrednio prowadzący na szczyt na którym usytuowany jest wielki stalowy krzyż wystawiony dla upamiętnienia „Jubileuszu roku 2000 oraz pontyfikatu papieża Polaka”. Podobno spod krzyża rozpościera się piękna panorama na wszystkie pasma połoninne polskich Bieszczadów, na góry Ukrainy z najwyższym szczytem całych Bieszczadów – Pikujem 1409 m n.p.m. – ale niestety tym razem nie było nam dane uczestniczyć w tej widokowej uczcie. Warunki atmosferyczne w tym dniu były bardzo niesprzyjające i niestety tą samą trasą musieliśmy udać się na dół. Rekompensatą natomiast były przepiękne kolorowe buki i jesiony, które mieniąc się żółtymi, czerwonymi i zielonymi odcieniami przypominały o nadchodzącej jesieni.

W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze jedną zasługującą na uwagę osadę – Cisną położoną nad Solinką u podnóża Łopiennika. W centrum wsi na wzgórzu Betlejemka znajduje się pomnik żołnierzy i milicjantów poległych w walce z UPA, wzniesiony w 1984 roku, który mogliśmy zobaczyć. Z Cisnej udaliśmy się w drogę powrotną do „naszych gór wysokich”.

Niezwykłe przeżycia i wrażenia z tej bieszczadzkiej wyprawy na zawsze pozostaną w naszej pamięci i miejmy nadzieję, że będą bodźcem do kolejnych wyjazdów w bieszczadzkie klimaty. Wszak miarą gór jest nie tylko ich wysokość, ale także dzikość i niepowtarzalna atmosfera oraz bardzo ciekawa historia obszaru pogranicza.

Podziękowania należą się wszystkim osobom, które poświęciły swój czas na zorganizowanie tego niepowtarzalnego wyjazdu. Kierowcy, który bezpiecznie pokonał masę kilometrów. Opiekunom oraz przewodnikom oraz samej grupie za zdyscyplinowanie, dobry humor oraz uśmiech towarzyszący na twarzach od poranka do zmierzchu.

 

Anna H. Harlender

 

Zdjęcia wykonane i udostępnione dzięki uprzejmości Państwa Kosiec oraz Anni Harlender.

 

 


Facebook